poniedziałek, 24 listopada 2014

D Day at the Tarawa - pierwsze stracia


Rys historyczny: Walki o Wyspy Gilberta


Jestem po rozegraniu dwóch gier w DDaT. Obie przegrane oczywiście. Ciężko w taką grę grać w domowym chaosie, wymaga ona (przynajmniej ode mnie) nie lada skupienia. Podobnie jak w D Day at the Omaha Beach każde słowo w instrukcji ma swoją wagę.

Oprócz różnic kosmetycznych występują też i większe np.:

- jednostki chodzą po wodzie! 

- specjalna runda nocna, która reprezentuje 11 nocnych godzin

- kiedy dostaje się trafienie z pozycji z jednostką unrevealed zostajemy disturbed, a kiedy z pozycji revealed to pomimo strat nie jesteśmy disturbed i możemy działać - tego bardzo brakowało mi w DDaOB!

- walką na bezpośrednią odległość, kiedy jednostki przeciwników znajdują się na jednym polu. Dosyć losowa i niebezpieczna, podobna w tym do walk "melee" w takich grach jak Advance Tobruk System czy gier z serii Lock'n'Load.

Zdjęcia z gry:



Na razie mogę napisać tylko, że dzięki tej grze podszkoliłem się z walk na Pacyfiku. Obejrzałem sporo filmów dokumentalnych dotyczących amerykańskich operacji desantowych na tym teatrze działań i wyrobiłem sobie zdanie na ten temat. Teraz czekam na czas na granie w Tarawe i na D Day at Pelilu, który ukaże się w 2015.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz